Nasza nowa kuchnia (cz.1)
13:41Długo odwlekaliśmy ten moment. No bo kto lubi demolkę w najczęściej okupowanej przestrzeni i wyłączenie serca domu z użytkowania na dobrych kilka tygodni? Kombinowaliśmy jak koń pod górę: lakier z frontów odpryskuje, to może tylko fronty zmienimy? Gniazdek elektrycznych za mało, to może jakiś przedłużacz? Wreszcie kuchnia nie wytrzymała i sama upomniała się o swoje prawa. Woda z pękniętego wężyka kapała sobie cichaczem za szafkę, a tam gdy już zebrała się spora kałuża rozpulchniła i wypiętrzyła płyty meblowe skutkiem czego pewnego pięknego poranka zastaliśmy w kuchni pęknięty ceramiczny zlew. Po odsunięciu szafki okazało się, że ucierpiała również ścianka z kartongipsu, pokrywając się pleśnią. Skapitulowaliśmy - no to REMONT!
Planowaliśmy nie tylko samo odświeżenie ścian i mebli ale także kilka zmian funkcjonalnych. Kiedy kupowaliśmy dom, nasze dzieci były małe, a najmłodszej córki nawet plan jeszcze nie obejmował. Kuchnię obsługiwały dwie osoby dorosłe więc wszystko było dopasowane do ich wygody. Maleńki stolik naszych poprzedników wymieniliśmy na duży, rozkładany stół jadalniany aby podczas podawania obiadu mieć uzbrojone w widelce pociechy cały czas na oku. Meble kupiliśmy w IKEA i zmontowaliśmy samodzielnie, dzieląc pracę na etapy ściśle związane z harmonogramem wypłat naszych pensji :)
Lubiliśmy te szafki za wiejski, swojski klimat jaki wprowadzały do wnętrza. Drewniany blat dodawał im elegancji, a po każdym olejowaniu wyglądał praktycznie jak nowy.
Wyglądało u nas tak:
Kiedy dzieci dorosły, codziennie rano w kuchni kłębiło się sześć osób, próbujących jednocześnie zrobić sobie kanapki do szkoły, zaparzyć kawę, odgrzać wczorajszą zupę i wyjąć kubek ze zmywarki. Pomiędzy nami plątał się pies licząc, że w porannym zamieszaniu uda mu się wyłudzić od domowników coś pysznego. Nagle okazało się, że blat roboczy jest ciągle zajęty a dostęp do szafek ograniczony. "Obrośliśmy" w tostery, miksery i inne sprzęty nie mieszczące się na żadnej półce. Słowem zaczęło nam brakować w kuchni życiowej przestrzeni.
Postanowiliśmy:
1. Kupić większą lodówkę - (ale gdzie ją postawimy?)
2. Zwolnić blaty - (trzeba zaprojektować szafki na AGD)
3. Powiększyć ilość dostępnej przestrzeni roboczej - (więcej szafek stojących!)
4. Wymienić szafki wiszące na szafki z pełnymi drzwiczkami - (szkło nad kuchenką trudno utrzymać w czystości
5. Zabudować szafki wiszące aż po sufit - (kto ścierał w tym miejscu kurz ten dobrze wie dlaczego)
6. Zainstalować płytę indukcyjną zamiast kuchenki gazowej - (mniej tłustego brudu)
Początkowo chcieliśmy po prostu dokupić szafki i wydłużyć ciąg kuchenny. Naiwni.... Szybko odkryliśmy, że IKEA wprowadziła nowy standard szafek i nie ma jak wymiksować dwóch zupełnie różnych systemów. Gdyby zmieniły się tylko fronty nie byłoby problemu, ale tu zmieniły się całe szafki, sposób ich montażu itp. Trzeba było chwycić byka za rogi i zaprojektować coś zupełnie od nowa. Poprosiliśmy o pomoc naszą koleżankę Anię - projektantkę wnętrz. Powstały projekty koncepcyjne pokazujące w jaki sposób możemy zagospodarować przestrzeń. Założyliśmy, że jadalnię przenosimy do salonu, a podwójna lodówka zamiast przy wejściu jak dotąd stanie na jednej ze ścian mniej więcej w połowie kuchni. Rozważaliśmy różne warianty - z dojściem do okna, z dodatkowymi ściankami, barkiem śniadaniowym itp. Po wybraniu najbardziej optymalnego rozwiązania Ania zrobiła projekt wykonawczy dla ekipy remontowej, która musiała przybudować nieco pomieszczenie aby można było podłączyć wszystkie urządzenia, doprowadzić wodę w odpowiednie miejsca i dobudować ściankę za którą miała stanąć lodówka.
Zdemontowaliśmy stare meble i ekipa zaczęła pracę. Dostawianie ścianki i prace elektryczne szły sprawnie, największym wyzwaniem okazało się ... zbicie kafelków ze ściany. Poprzednia ekipa poinstruowana przez nas, że wszystko ma być porządnie przyklejone faktycznie się postarała. Kafelki za nic w świecie nie zamierzały opuścić kuchennych ścian. W końcu usunęliśmy je razem z kartongipsem.
Podczas kiedy ekipa budowlana zajmowała naszą kuchnię, my w sypialni, z talerzami na kolanach przeglądaliśmy strony internetowe w poszukiwaniu inspiracji. Wymarzyłam sobie kuchnię w nietypowym kolorze. Takiej nie dało się kupić w żadnym katalogu gotowych rozwiązań. Znów potrzebowałam pomocy, tym razem skorzystałam z wiedzy i umiejętności zaprzyjaźnionej projektantki mebli - Doroty z Doriz Pragmatic Design. Powstały projekty i wizualizacje, dzięki którym mogłam zobaczyć moją kuchnię zanim jeszcze powstała. Co więcej, mogłam założyć gogle VR i zrobić sobie po niej wirtualny spacer! Moja kuchnia miała wyglądać tak:
Jeśli chcecie się przekonać czy faktycznie udało mi się osiągnąć zamierzony efekt, dowiedzieć się jakie niespodzianki czekały nas po drodze i sprawdzić jak u nas wygląda po remoncie zapraszam na kolejnego posta.
8 komentarze
Czekam z niecierpliwością na kolejny wpis;)
OdpowiedzUsuńMnie czeka taka metamorfoza w przyszłości wiec chętnie poczytam o Waszych perypetiach
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Czekam, oj czekam :-)
OdpowiedzUsuńBardzo jestem ciekawa ostatecznego wyglądu. Zabudowa szafek do samego sufitu to najlepsze rozwiązanie w kuchni, jednak ze względów finansowych nie zamieniłabym gazowej kuchenki na elektryczną. Już to przerabiałam, Rachunki za prąd wzrosły trzykrotnie!
OdpowiedzUsuńTeż czekam z niecierpliwością, bo zapowiada się pięknie.
OdpowiedzUsuńŚwietny jest ten projekt 3D
OdpowiedzUsuń.
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńMiło mi będzie jeśli zostawisz swój komentarz