Wyjazdowy, pierwszy wakacyjny weekend za nami. Odwiedziliśmy moich rodziców, moich teściów i w drodze powrotnej udało się nam nawet wpaść na chwilę do babci. Sobotę spędziliśmy prawie jak ludzie pierwotni - na drzewie. A w zasadzie mój maż na dachu altanki, Ola na drzewie, ja na drabinie a reszta familii krążyła miedzy nami opróżniając kolejne wiaderka (w przerwie zaś obskubując poziomki). Połowa "urobku" wylądowała w naszych brzuchach od razu, resztę (2 spore skrzynki) przywieźliśmy do domu. Pisząc tego posta wcinam kolejną porcję słodkich owoców :)
W niedzielę rano pogoda się załamała. Spacer z aparatem po ogrodzie teściów uskuteczniałam w krtce z kapturem. Fotorelacja z ogródkowego spaceru jet TUTAJ
Nastawiłam się na niedzielne buszowanie na targu staroci, a tu jak na złość nie chciało przestać siąpić. Mimo wszystko wybraliśmy się na spacer i kilka "łupów" udało mi się upolować.
Dzbanek w kobaltowym kolorze.
Róże są moje, ogródkowe :)
Po drugie małą miseczkę, która tu widzicie z czereśniami - zabiorę ją później na siedlisko.
Dwie szklaneczki z kieliszkami.
I złotą rybkę ;)
Oby spełniała życzenia!
W niedzielę rano pogoda się załamała. Spacer z aparatem po ogrodzie teściów uskuteczniałam w krtce z kapturem. Fotorelacja z ogródkowego spaceru jet TUTAJ
Nastawiłam się na niedzielne buszowanie na targu staroci, a tu jak na złość nie chciało przestać siąpić. Mimo wszystko wybraliśmy się na spacer i kilka "łupów" udało mi się upolować.
Dzbanek w kobaltowym kolorze.
Róże są moje, ogródkowe :)
Po drugie małą miseczkę, która tu widzicie z czereśniami - zabiorę ją później na siedlisko.
Dwie szklaneczki z kieliszkami.
I złotą rybkę ;)
Oby spełniała życzenia!