Ten post jest ze specjalną dedykacją dla Joasi z My Little White Home :)
Dlaczego? Bo ostatnio w jednym z komentarzy na swoim blogu znalazła pytanie, czy jej córka jest zadowolona z pastelowego, nieco sterylnego wystroju pokoju i vintagowych rękodziełek. Znam Joasię od dość dawna i wiem, że wkłada całe serce w to co robi, a swoje dzieciaki kocha ponad wszystko. Sugestia, że zmusza je do życia w wyidealizowanym różowo-błękitnym świcie musiała mocno zaboleć.Pomyślałam sobie od razu o mojej ośmiolatce i jej sześcioletniej siostrze, które też niedawno przeżyły remont swojego pokoju. Poprzedni wystrój był dopasowany do gustu ich starszych sióstr z czasów gdy chodziły do przedszkola - były kolorowe paski i literki na ścianach. Młodsze pokolenie wybrało inne kolory i też poszliśmy w pastele. Dziewczynki lubią swój pokój i same się dopominają czasem o nowe dekoracje i ozdoby w pasującym do ich pokoju stylu.
Tak było też i dzisiaj. Kolejny raz z rzędu (wrrrr...) niemiecka firma z którą współpracujemy wysłała dostawę nowości pod nasz adres domowy zamiast do sklepiku. Skoro już mnie kurier uraczył paczkami nie miałam innego wyjścia jak zajrzeć do nich i sprawdzić czy wszystko jest w porządku. No i się zaczęło: Mamo, czy możemy to zatrzymać? Co? Ano właśnie pastelowe dodatki :) Zrobiłyśmy szybką sesję zdjęciową.
Kącik Majki:
Kącik Ani:
No i sama Ania :)
Gwoli wyjaśnienia: te uszaki - cudaki to stopery do drzwi.
Na razie uległam jedynie w kwestii poduszek. Dostały je w nagrodę za sprzątanie pokoju. Bo u mnie sterylność dziecięcego pokoju (zapewne podobnie jak i u Was) trwa nad wyraz krótko :)
Czy cukierkowy wystrój wypaczy im gust? Wątpię. Bardziej bym się bała, że wypaczy go zastawienie pokoju wyłącznie gadżetami z popularnych filmów lub byle jak dobranymi rzeczami. Cieszę się, że dziś są takie czasy, kiedy można naprawdę niewielkimi środkami zrobić coś ładnego. Ja w dzieciństwie mieszkałam z bratem w blokowym pokoiku o powierzchni 7 m2. Mieściły się w nim dwa tapczany-kozetki o niestandardowym wymiarze 180 x 70 cm, ustawione w L, bo inaczej się nie dało. Do tego "biurko" zrobione z niewielkiego kuchennego stolika i dwie szafki politurowane na wysoki połysk, bo tylko takie można było "wystać" w sklepie. Za jakiś czas nad łóżko doszła jeszcze wąziutka, malowana na biało półeczka zrobiona przez mojego tatę, żebym miała gdzie trzymać kasety magnetofonowe. Nad biurkiem wisiało moje zdjęcie z przedszkola, na przeciwległej ścianie dwie reprodukcje prac Danuty Muszyńskiej-Zamorskiej przedstawiające naszych imienników. Więcej dekoracji nie miałoby się nawet gdzie zmieścić. Rolę dywanika pełnił kawałek zielonej wykładziny, rolę kapy na tapczany dwa dobrane kolorystycznie kocyki. Kwiatki na oknie - i tyle. Jakoś tak się szczęśliwie złożyło, że skromny i z przymusu minimalistyczny wystrój rodem z PRL-u nie zabił w nas ani poczucia estetyki ani chęci posiadania ładnego domu. Mam nadzieję, że moje dzieci też kiedyś będą czerpać przyjemność z urządzania swoich czterech kątów. A jeśli teraz są na etapie różowych serduszek i sukieneczek z falbankami, to co z tego?
Dlaczego? Bo ostatnio w jednym z komentarzy na swoim blogu znalazła pytanie, czy jej córka jest zadowolona z pastelowego, nieco sterylnego wystroju pokoju i vintagowych rękodziełek. Znam Joasię od dość dawna i wiem, że wkłada całe serce w to co robi, a swoje dzieciaki kocha ponad wszystko. Sugestia, że zmusza je do życia w wyidealizowanym różowo-błękitnym świcie musiała mocno zaboleć.Pomyślałam sobie od razu o mojej ośmiolatce i jej sześcioletniej siostrze, które też niedawno przeżyły remont swojego pokoju. Poprzedni wystrój był dopasowany do gustu ich starszych sióstr z czasów gdy chodziły do przedszkola - były kolorowe paski i literki na ścianach. Młodsze pokolenie wybrało inne kolory i też poszliśmy w pastele. Dziewczynki lubią swój pokój i same się dopominają czasem o nowe dekoracje i ozdoby w pasującym do ich pokoju stylu.
Tak było też i dzisiaj. Kolejny raz z rzędu (wrrrr...) niemiecka firma z którą współpracujemy wysłała dostawę nowości pod nasz adres domowy zamiast do sklepiku. Skoro już mnie kurier uraczył paczkami nie miałam innego wyjścia jak zajrzeć do nich i sprawdzić czy wszystko jest w porządku. No i się zaczęło: Mamo, czy możemy to zatrzymać? Co? Ano właśnie pastelowe dodatki :) Zrobiłyśmy szybką sesję zdjęciową.
Kącik Majki:
Kącik Ani:
No i sama Ania :)
Gwoli wyjaśnienia: te uszaki - cudaki to stopery do drzwi.
Na razie uległam jedynie w kwestii poduszek. Dostały je w nagrodę za sprzątanie pokoju. Bo u mnie sterylność dziecięcego pokoju (zapewne podobnie jak i u Was) trwa nad wyraz krótko :)
Czy cukierkowy wystrój wypaczy im gust? Wątpię. Bardziej bym się bała, że wypaczy go zastawienie pokoju wyłącznie gadżetami z popularnych filmów lub byle jak dobranymi rzeczami. Cieszę się, że dziś są takie czasy, kiedy można naprawdę niewielkimi środkami zrobić coś ładnego. Ja w dzieciństwie mieszkałam z bratem w blokowym pokoiku o powierzchni 7 m2. Mieściły się w nim dwa tapczany-kozetki o niestandardowym wymiarze 180 x 70 cm, ustawione w L, bo inaczej się nie dało. Do tego "biurko" zrobione z niewielkiego kuchennego stolika i dwie szafki politurowane na wysoki połysk, bo tylko takie można było "wystać" w sklepie. Za jakiś czas nad łóżko doszła jeszcze wąziutka, malowana na biało półeczka zrobiona przez mojego tatę, żebym miała gdzie trzymać kasety magnetofonowe. Nad biurkiem wisiało moje zdjęcie z przedszkola, na przeciwległej ścianie dwie reprodukcje prac Danuty Muszyńskiej-Zamorskiej przedstawiające naszych imienników. Więcej dekoracji nie miałoby się nawet gdzie zmieścić. Rolę dywanika pełnił kawałek zielonej wykładziny, rolę kapy na tapczany dwa dobrane kolorystycznie kocyki. Kwiatki na oknie - i tyle. Jakoś tak się szczęśliwie złożyło, że skromny i z przymusu minimalistyczny wystrój rodem z PRL-u nie zabił w nas ani poczucia estetyki ani chęci posiadania ładnego domu. Mam nadzieję, że moje dzieci też kiedyś będą czerpać przyjemność z urządzania swoich czterech kątów. A jeśli teraz są na etapie różowych serduszek i sukieneczek z falbankami, to co z tego?