Po czym poznać że lato się zbliża? Na pewno nie po pogodzie, bo ta nas ostatnio nie rozpieszcza. Ja poznaję m.in. po tym, że ciągnie mnie do plażowych klimatów i "morskich" kolorów. Tak było i tym razem. Wpadły mi w ręce drewniane świeczniki z wypalonymi napisami i dekoracjami. Nic ciekawego, ale czego się nie da wyczarować farbami? Teraz wyglądają tak:
A tak wyglądały na wstępie:
Napisy zaszpachlowałam, po malowaniu nie będzie ich widać. Delikatnie przetarłam całość papierem ściernym, a miejsca gdzie kapał wosk ze świecy dodatkowo przetarłam benzyną ekstrakcyjną (w miejscach zalanych woskiem farba mogłaby się źle trzymać). Potem pomalowałam farbą Amazona w kolorze Vert de Bleu. Lubię ten kolor, kojarzący się z kaczym jajkiem. Ni to niebieski, ni szary...
Jak widać powyżej, już samo malowanie zmieniło charakter "drewniaczków". Mój plan zakłądał jednak dwukolorową wersję, więc na wyschnięte świeczniki nałożyłam niedbale maźnięcia białą farbą.
Jak Wam się podoba taka wersja? Moim zdaniem do aranżacji loftowych, albo bardzo rustykalnych mogłaby spokojnie zostać na tym etapie. Ja chciałam mieć wersję nieco bardziej wymuskaną, więc podczas woskowania użyłam ostrej strony gąbki do mycia naczyń, żeby jeszcze dość świeżą farbę częściowo wytrzeć, a równocześnie wygładzić całość.
Farba kredowa jest dość szorstka (a Amazona jest chyba najbardziej szorstka z wszystkich które kiedykolwiek stosowałam), woskowanie ją wygładza, a pocieranie szmatką lub delikatne polerowanie bardzo drobnym papierem ściernym sprawia, że powierzchnia jest miła w dotyku. Ślady po pędzlu znikają lub stają się bardziej subtelne. W niektórych miejscach dotarłam aż do drewna. Lubię jak widać, że pod spodem to nie plastik czy mdf, a naturalny materiał. Poza tym wygląda to bardziej realistycznie, kiedy na rantach i innych wypukłościach farba jest nieco "zużyta". Tak prezentują się moje świeczniki teraz:
Mała rzecz, a cieszy :)
A tak wyglądały na wstępie:
Napisy zaszpachlowałam, po malowaniu nie będzie ich widać. Delikatnie przetarłam całość papierem ściernym, a miejsca gdzie kapał wosk ze świecy dodatkowo przetarłam benzyną ekstrakcyjną (w miejscach zalanych woskiem farba mogłaby się źle trzymać). Potem pomalowałam farbą Amazona w kolorze Vert de Bleu. Lubię ten kolor, kojarzący się z kaczym jajkiem. Ni to niebieski, ni szary...
Jak widać powyżej, już samo malowanie zmieniło charakter "drewniaczków". Mój plan zakłądał jednak dwukolorową wersję, więc na wyschnięte świeczniki nałożyłam niedbale maźnięcia białą farbą.
Jak Wam się podoba taka wersja? Moim zdaniem do aranżacji loftowych, albo bardzo rustykalnych mogłaby spokojnie zostać na tym etapie. Ja chciałam mieć wersję nieco bardziej wymuskaną, więc podczas woskowania użyłam ostrej strony gąbki do mycia naczyń, żeby jeszcze dość świeżą farbę częściowo wytrzeć, a równocześnie wygładzić całość.
Farba kredowa jest dość szorstka (a Amazona jest chyba najbardziej szorstka z wszystkich które kiedykolwiek stosowałam), woskowanie ją wygładza, a pocieranie szmatką lub delikatne polerowanie bardzo drobnym papierem ściernym sprawia, że powierzchnia jest miła w dotyku. Ślady po pędzlu znikają lub stają się bardziej subtelne. W niektórych miejscach dotarłam aż do drewna. Lubię jak widać, że pod spodem to nie plastik czy mdf, a naturalny materiał. Poza tym wygląda to bardziej realistycznie, kiedy na rantach i innych wypukłościach farba jest nieco "zużyta". Tak prezentują się moje świeczniki teraz:
Mała rzecz, a cieszy :)