Mordercza szafa - problemy z malowaniem
15:57Choć to nie Halloween dziś będzie historia jak z horroru. Meblowego horroru.
I bynajmniej nie chodzi mi o zagadkę kryminalną typu "kto zamknął trupa w szafie", nie czaiły się w jej wnętrzu żadne dziwaczne stworzenia jak w filmie "Potwory i spółka" ani nie było w niej tajnego przejścia do sekretnej komnaty lub do Narnii. Na pozór wyglądała całkiem niewinnie. Pseudoantyk z nóżkami jak "ludwiczek" wpadł w oko mojej córce. Tralki w środkowej części drzwi pasowały do innych mebli w jej pokoju, a nietypowa wysokość pozwalała na wstawienie jej we wnękę tak, aby drzwi dało się bez problemu otworzyć. Wierzcie mi nie było to łatwe i mierząc kolejne szafy czułyśmy się jak książę biegający od panny do panny ze zgubionym pantofelkiem Kopciuszka.
Przyjechała na palecie, niezbyt dobrze zabezpieczona co zaowocowało kilkoma pęknięciami płycin bocznych. No cóż, sprzedawca nie pomyślał, że sama folia to zbyt mało by zabezpieczyć dość cienką sklejkę gdy na pakę upychane są inne duże i ciężkie sprzęty. Na wstępie trzeba więc było zdjąć z mebla tony kurzu, brudu i pajęczyn oraz podkleić tu i ówdzie zniszczone płyty. Na zdjęciu powyżej jest szafa już po myciu i wygarnięciu ze środka pajęczyn, trocin i Bóg wie jeszcze czego. Rozmontowaliśmy szafę na części. I to była ta prostsza część pracy. Opadły nas pierwsze wątpliwości. Wszystkie metalowe zawiasy i zamki były pokryte rdzą. Podczas mycia z niektórych miejsc bejca schodziła tak, że niemal domyliśmy się do oryginalnego koloru. W innych (np. na drzwiczkach) zabezpieczono ją przed zmywaniem jakimś paskudztwem (lakier, lakierobejca?), które niewprawnie położone tworzyło malownicze zacieki. Na ciemnym tle nie było to bardzo widoczne, ale przy malowaniu natychmiast wyszło, co zobaczycie dalej. Stanęliśmy przed decyzją - zdzierać do żywego i zawoskować, czy tylko podszlifować i pomalować farbą kredową. Ostatecznie stanęło na tym drugim, bo nie byliśmy pewni efektów zdzierania lakieru i bejcy. Tak jak się spodziewałam bejca walczyła zaciekle z farbą. Zaraz za pędzlem farba z białej stawała się żółta.
Na pierwszą warstwę farby poszedł więc primer szelakowy Allbacka, żeby zamknąć barwnik w nałożonej już farbie. Dopiero po malowaniu na zabezpieczoną powierzchnię kolor zaczynał wyglądać tak jak powinien.
Plamy na pomalowanej powierzchni:
Po malowaniu Pirimerem (widać jak całość przyżółkła - to od naturalnej barwy primera)
I po nałożeniu kolejnej warstwy farby:
Z takimi "żółknącymi" i "plamistymi" meblami spotkałam się już wielokrotnie. Wymagają zabezpieczenia bejcy izolatorem (np. wspomnianym wcześniej primerem, werniksem Amazony lub jakimkolwiek innym preparatem stworzonym do tego celu). Potrzebna jest także zwykle dodatkowa warstwa farby. Ten efekt najbardziej widać na białej farbie, dlatego zazwyczaj wiedząc, że mebel puszcza barwnik maluję go na ciemniejsze kolory i problem jest niewidoczny. Tu miało jednak być na biało albo na lekko złamaną biel...
Drugi sposób na uporczywe plamy lub zżółknięcia to nawoskowanie białym woskiem. Barwniki wychodzą na farbę, bo jest ona produkowana na bazie wody. Wosk jest na bazie oleju i rzadko kiedy zabarwia się od mebla. Ten trick wykorzystałam na wewnętrznej powierzchni drzwi od szafy, gdzie uporczywie wychodziły zacieki od tego czegoś, czym pierwotnie malowano szafę. Używam do tego celu wosku Allback albo Byta-yta bo są zdecydowane bardziej kryjące niż inne woski do bielenia drewna. I są rzeczywiście białe, bo niektóre z wypróbowywanych przeze mnie wosków były niby białe, ale na farbie wydawały się lekko żółtawe. W ten sposób zamaskowałam również mały różowy malunek (pieczątkę?), która wychodziła mi na farbę na jednej z nóżek.
Paskudne zacieki "wychodzące" spod farby:
A tu po zawoskowaniu białym woskiem (drzwi lekko błyszczą, bo jeszcze mokre):
Ideałem trudno to nazwać, ale zacieki już nie rzucają się w oczy. Po drugiej warstwie białego wosku zginęły całkiem.
Plecki szafy postanowiłam wykleić tapetą zamiast męczyć się z malowaniem. Wygląda ładnie, dodaje szafie charakteru i oszczędza pracy (o farbie nie wspominając). Prawdziwy dramat, horror i grecka tragedia razem wzięte zaczęły się w momencie malowania drzwi i boków. Zajzajer, którym pierwotnie malowano szafę w niektórych miejscach powodował warzenie się farby. Jakim cudem tylko na małych fragmentach a nie na całości? Mogę się jedynie domyślać, że te miejsca kiedyś się obdrapały i ktoś je "naprawiał". Tym nie mniej taki widok doprowadzał mnie do stanu w którym miałam ochotę garściami rwać włosy z głowy albo złapać za siekierę i przerobić szafę na wykałaczki.
W takich przypadkach zwykle ma się odruch - natychmiast poprawić. Absolutnie nie wolno tego robić! Trzeba poczekać aż wyschnie i dopiero wtedy zamalować, a najlepiej najpierw delikatnie przetrzeć papierem ściernym. Przejechanie pędzlem po świeżo położonej, marszczącej się farbie na mur beton spowoduje że ją zdejmiemy i będzie jeszcze gorzej. Tu doskonały przykład w miejscu, gdzie wydawało mi się, że już dostatecznie wyschło:
I dodatkowa rada: jeśli powierzchnia trudno się maluje (tak jak w naszej szafie) dobrze jest nieco rozcieńczyć farbę, aby pędzel łatwo ślizgał się po powierzchni i nie trzeba go było mocno dociskać. Można również zostawić farbę tak jak jest, ale moczyć pędzel w wodzie. Ja właśnie tak najczęściej robię.
Po trzech warstwach farby można było wreszcie pokryć szafę woskiem i zacząć ją montować. Proste? Myślicie, że na tym etapie to już z górki? Nie z tą szafą. Mordercze błyski w naszych oczach wróciły!
Plecy szafki nijak nie dawały się zamontować. Wyginały się we wszystkie strony i każda próba włożenia ich w rowki w dnie szafy i jej bokach kończyła się niepowodzeniem. Jak już z jednej strony weszło, z drugiej natychmiast wychodziło. Zastanawiałam się nawet czemu nie jestem ośmiornicą, bo dwie ręce i dwie nogi nie wystarczały do przytrzymywania w odpowiedniej pozycji poszczególnych elementów, które mój mąż próbował w tym samym czasie jakoś zmontować ze sobą. Poważnie rozważaliśmy użycie zębów do podtrzymywania wysuwających się nam wciąż z rąk elementów. Padła już nawet pod adresem szafy propozycja przerobienia jej na ekskluzywny opał do kominka, ew. sprawdzenia jak sobie radzi z lotem przez balkon. Po prawie dwóch godzinach z obłędem w oczach, naciągnąwszy wszelkie mięśnie (nawet te o których nie pamiętaliśmy do tej pory, że je mamy), po zmontowaniu wszystkich elementów, zawiasów etc. ustawiliśmy szafę w docelowym miejscu. Sprawdziliśmy, że drzwi dają się otworzyć na całą szerokość a szafa jakimś cudem stoi stabilnie. Poprawki i finalne woskowanie zostawiłam sobie na kolejny dzień. Na fotkach szafa po podmalówkach i woskowaniu. Kiedy wosk wyschnie przetrę ją bardziej dla uzyskania większego efektu shabby chic.
Walka była nierówna i cały czas mam poczucie, że nie do końca udało mi się wyjść z niej zwycięsko. No cóż, czasami stare meble bywają nad wyraz uparte. Gdyby nie to, że miała być elementem wystroju w konkretnej stylistyce i pasować do innych mebli z pewnością pomalowałabym ją zupełnie inaczej, używając farb które nie są wodorozcieńczalne i problem smug, plam itp. efektów niezamierzonych zostałby na wstępie wyeliminowany.
Zdjęcia niestety kiepskiej jakości - pogoda ostatnio nie dopisuje. Historię opisałam jako wsparcie dla tych, którym trafiają się czasami podobne problemy. Jak widać, nawet takiego "uparciucha" da się w końcu zmusić do współpracy. Jest to także przestroga dla osób, które zachęcone opiniami o łatwości stosowania farb kredowych chciałyby zacząć swoją przygodę od skoku na głęboką wodę i reanimacji starego, wielkiego kredensu czy szafy nieznanego pochodzenia - zacznijcie próby od czegoś prostszego i mniejszego. Na zakończenie dodam, że metalowe części zostały wyczyszczone z rdzy i zabezpieczone cynkiem w sprayu. Na ten genialny spray trafiłam przypadkiem w Bricomanie i zachwycił mnie totalnie. Zapobiega rdzewieniu odczyszczonych metalowych części a przy tym daje cienką warstwę ochronną w typowym dla cynku szarym kolorze, chropowatą, dającą się ładnie lakierować, malować lub woskować. Ale malowanie metalu to już zupełnie inna historia ;)
25 komentarze
Jaki efekt! Wow. ;)
OdpowiedzUsuńAga ogrom pracy włożyliście, ale szafa jest śliczna, bardzo kobieca
OdpowiedzUsuńOjej!! Ileż pracy, wysiłku i ..czasu zeszło na odnowienie tego mebla! Podziwiam wytrwałość:) Niechaj dobrze służy i przywołuje tylko dobre wspomnienia - Wasze ale i tych, z którymi wcześniej mieszkała, bo meble (wogóle stare przedmioty) zachowują w sobie pamięć miejsc/osób/sytuacji.
OdpowiedzUsuńNiechaj się z tą nową-starą szafą dobrze mieszka:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Wyszła jak z kliniki doktora Szczygła (tego od operacji plastycznych) - świetnie:)
OdpowiedzUsuńOgrom pracy z odnawianiem mebli, ale efekt wart zachodu i chyba pieniędzy, bo te wszystkie preparaty są pewnie drogie.
Wbrew pozorom koszt materiałów nie był większy niż koszt szafy ;)
Usuń1 puszka farby cena w detalu 125 zł + biały wosk 30 zł (pół opakowania) + primer 15 zł (ok. 1/4 litra).
Efekt zachwycający!!!! Ale wierzę, że była to droga przez mękę, bo też miałam takiego uparciucha i gdyby nie był pamiątką rodzinną to bym nie walczyła. Ale moja szafka była mniejsza, tym bardziej was podziwiam:) Szafa jest teraz prześliczna! Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńCudnie wyszła, ale tej pracy przy tym nie zazdroszczę! Aguś, jak się w końcu wybiorę, wybiorę... Nie dawno byłam w okolicy, ale w aptece po leki i nie chciałam Ci czegoś nie przywieść przy okazji. Mój Stef już na drugim antybiotyku, tak się ostatnio "bawimy". :(
OdpowiedzUsuńZdrówka Wam życzę :)
UsuńWyszło wspaniale!
OdpowiedzUsuńI dzięki za pouczający post. Fajnie, że dzielisz się swoją wiedzą. Ten cynk w sprayu mnie zaciekawił.
Pozdrawiam
Praca ogromna ale efekt super....Pozdrawiam pa...
OdpowiedzUsuńNo to się narobiłyście, ale efekt R E W E L A C Y J N Y
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Piękny mebel ale reczywiście dał Wam w kość. Czasem stare meble kryją w sobie wiele niespodzianek ale warto je ratować. Najważniejsze to się nie poddawać i szukać sposobów na pokonanie tych niespodzianek. Te informacje pomogą wielu osobom które trafają na takie uparte mebelki.
OdpowiedzUsuńZwykle czytuję na blogach wyłącznie zachwyty jak to szafka szast-prast stała się z grata prawdziwą królową salonów. I zwykle to prawda. Ale czasem trafiają się problematyczne metamorfozy i uważam, że nie ma sensu zamiatać takich faktów pod dywan. Zawsze bardzo chętnie czytam o tym jak się z jakimś problemem uporać, więc pomyślałam że i ja swoje problemy opiszę, może komuś się przyda.
UsuńBiedny mebel, ileż on musiał przeżyć.... Wygląda cudownie. Ale Twoja opowieść troszkę mnie przeraziła, gdyż poszukuję takiej szafki i teraz powstaje pytanie- czy starczy mi sił i cierpliwości aby ją odnowić czy jednak wyląduje jako opał? Bo o lotach z balkonu z braku tego ostatniego mogę zapomnieć
OdpowiedzUsuńNa szczęście takie "uparciuchy" trafiają się rzadko. Większość mebli grzecznie daje się "zliftingować". Najbezpieczniejsze do przeróbek są meble sosnowe. Zwykle nie są niczym zabezpieczane, albo cienką warstwą impregnatu czy lakieru i jeśli nikt ich nie bejcował na kolorowo, to nie robią kłopotów przy malowaniu.
UsuńPodziwiam i samozaparcie i efekty. Przecież zwycięstwo liczy się najbardziej, gdy z trudem zdobyte.
OdpowiedzUsuńHej Agnieszko... "zielona" jestem jeżeli chodzi o odnawianie mebli, więc połowę z tego co opisałaś powyżej przerasta moje pojmowanie... hahaha... Jednak szybko się uczę i mam nadzieję, że nie tylko zdjęcia na Twoim blogu będą mnie zachwycać, ale i fachowa treść Twoich wpisów! Tym bardziej, że mam do odnowienia stary kredens kuchenny, przygarnięty po poprzedniej właścicielce;-))) w stanie bardzo dobrym, tak mi się wydaje? Pozdrawiam serdecznie i zazdroszczę pracowitości i cierpliwości*** Gabrysia.
OdpowiedzUsuńMiałam to samo z szafą z początku XX wieku - szkoda, że dopiero po fakcjie wyczytałam na stronie, że meble holenderskie i artdecowskie tak mają... Piękna szafa! Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńmiodzio ta szafa :-)
OdpowiedzUsuńLubię takie metamorfozy szaf - sama kilka odnowiłam. Fajnie Tobie to wyszło :)
OdpowiedzUsuńOgrom pracy,stresu i zgrzytania zębami
OdpowiedzUsuńZnam to z autopsji.
moja szanowna szafa też nieźle dała mi popalić,
za to potem pełna satysfakcja z efektu i z siebie.
dałaś radę i to jest najważniejsze :)
Podziwiam osoby, które wkładają tyle pracy w odmalowywanie mebli i nadawania im tym samym nowego życia. Efekt końcowy jest wspaniały. Gratuluję:)
OdpowiedzUsuńDługo szukałam takiego bloga w którym wszystko jest wyjasnione po kolei co robic, jak malować i jak radzić sobie z problemami przy malowaniu!!!Do tej pory myślałam, że farba kredowa pokrywa wszystko a tu się dowiaduję że z bejcą lepiej uważać:) Dodaje bloga do ulubionych i będę często zaglądać tu i się szkolić w temacie bo również uwielbiam takie meble!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Małgorzata z iloveshabb.blogspot.com
Ilość włożonej pracy i nerwów rekompensuje wynik końcowy. Gratuluję ja bym tak nie potrafił.
OdpowiedzUsuńDzień dobry,
OdpowiedzUsuńDziękuje za takiego posta, właśnie mam zamiar zabrać się za renowację sosnowej komody i takie wskazówki są bardzo ważne !
Ale żeby być pewnym, rozumiem że proces powinien wyglądać następująco:
1) Mycie wodą z jakimś detergentem
2) Odtłuszczanie
3) Szlifowanie - papier ~200
4) Primer
5) nałożenie 2ch wartstw farby (zachowując odpowiedni czas schnięcia)
6) woskowanie?
Miło mi będzie jeśli zostawisz swój komentarz