nareszcie mam moją długo wyczekiwaną osłonę grzejnika w sypialni. Ja wiem, że to głupi brzmi jak się człowiek cieszy z takich drobiazgów, ale naprawdę od weekendu nie mogę wyjść z podziwu, że jest! I stoi sobie, i cieszy oko!
Nasza sypialnia kiedyś była znacznie mniejsza. Powiększyliśmy ją o niezbyt sensownie wykorzystaną mini-garderobę. Po zburzeniu ściany i wstawieniu pojemnej szafy zrobiło się przestronniej ale część pokoju została bez ogrzewania podłogowego. Dlatego wstawiliśmy do tej części sypialni niewielki kaloryfer. Co prawda nie rzucał się bardzo w oczy, ale cały czas miałam poczucie dysharmonii. Jakoś mi ta ściana z kaloryferem nie pasowała. Wymyśliłam więc sobie, że kiedyś go obuduję ładną półeczką lub osłoną. Tak wyglądało to jeszcze niedawno:
"Kiedyś" które miało być krótkie jak się łatwo domyślić trwało kilka lat. Jak już znalazłam coś co mi odpowiadało rozmiarami i stylem, to cena mnie przerażała. Zaczęłam się nawet zastanawiać czy na pewno chcę kaloryfer zakrywać, czy może zamienić na dekoracyjny skoro ceny gotowych osłon oscylowały koło 300 zł. Wreszcie postanowiłam zebrać się w sobie i wyruszyć na poszukiwanie osłony z demobilu. Używanej, uszkodzonej albo z innych powodów przecenionej. W końcu fakt, że potrafię coś naprawić albo przemalować daje mi szerokie pole manewru. I trafiłam na Allegro na taki model:
Lakierowane drewno to nie moja bajka, ale osłona mi się podobała i poza kilkoma drobnymi (prawie niezauważalnymi) zadrapaniami była sprawna. Wydałam na zakup i przesyłkę niewiele ponad 60 zł!
Przytargałam zdobycz "na salony", otworzyłam paczkę i wpadłam w panikę. Wszystkie części są, instrukcja jest ale jak to do licha zmontować? Też tak macie, że jak instrukcja z mało wyraźnymi rysunkami ma kilka stron to nogi się Wam robią miękkie? Ja to przeżywam za każdym razem. Nie żebym powątpiewała w swoją inteligencję i zdolności dedukcji z pisma obrazkowego, ja po prostu lubię proste rozwiązania ;)
Drewno na wewnętrznych, nielakierowanych częściach było piękne i gdybym mogła dostać całą osłonę w takim stanie pewnie tylko bym ja delikatnie pociągnęła białym woskiem. Niestety, żółtawy odcień lakierowanych części krzyczał: bierz pędzel i maluj! No to pomalowałam. Potem zawoskowałam bezbarwnym i zaczęłam składać. Dawno się tyle nie nawkręcałam drobnych elementów co tu. Masochista jakiś to wymyślił, który lubi spędzać wieczory ze śrubokrętem w dłoni. Po pół godzinie mogłam wreszcie westchnąć jak Shrek: Jakoś poszło ośle, jakoś poszło. Wtaskałam osłonę na górę, postawiłam w zaplanowanym miejscu i spłynęła na mnie błogość. Tak miało być! Tylko dlaczego ja tego nie zrobiłam już parę lat temu? Chyba muszę pilnie skorygować listę rzeczy zostawionych do zrobienia "potem" bo jeśli inne zmiany będą równie efektowne to na co ja jaszcze czekam?
Nasza sypialnia kiedyś była znacznie mniejsza. Powiększyliśmy ją o niezbyt sensownie wykorzystaną mini-garderobę. Po zburzeniu ściany i wstawieniu pojemnej szafy zrobiło się przestronniej ale część pokoju została bez ogrzewania podłogowego. Dlatego wstawiliśmy do tej części sypialni niewielki kaloryfer. Co prawda nie rzucał się bardzo w oczy, ale cały czas miałam poczucie dysharmonii. Jakoś mi ta ściana z kaloryferem nie pasowała. Wymyśliłam więc sobie, że kiedyś go obuduję ładną półeczką lub osłoną. Tak wyglądało to jeszcze niedawno:
"Kiedyś" które miało być krótkie jak się łatwo domyślić trwało kilka lat. Jak już znalazłam coś co mi odpowiadało rozmiarami i stylem, to cena mnie przerażała. Zaczęłam się nawet zastanawiać czy na pewno chcę kaloryfer zakrywać, czy może zamienić na dekoracyjny skoro ceny gotowych osłon oscylowały koło 300 zł. Wreszcie postanowiłam zebrać się w sobie i wyruszyć na poszukiwanie osłony z demobilu. Używanej, uszkodzonej albo z innych powodów przecenionej. W końcu fakt, że potrafię coś naprawić albo przemalować daje mi szerokie pole manewru. I trafiłam na Allegro na taki model:
Lakierowane drewno to nie moja bajka, ale osłona mi się podobała i poza kilkoma drobnymi (prawie niezauważalnymi) zadrapaniami była sprawna. Wydałam na zakup i przesyłkę niewiele ponad 60 zł!
Przytargałam zdobycz "na salony", otworzyłam paczkę i wpadłam w panikę. Wszystkie części są, instrukcja jest ale jak to do licha zmontować? Też tak macie, że jak instrukcja z mało wyraźnymi rysunkami ma kilka stron to nogi się Wam robią miękkie? Ja to przeżywam za każdym razem. Nie żebym powątpiewała w swoją inteligencję i zdolności dedukcji z pisma obrazkowego, ja po prostu lubię proste rozwiązania ;)
Drewno na wewnętrznych, nielakierowanych częściach było piękne i gdybym mogła dostać całą osłonę w takim stanie pewnie tylko bym ja delikatnie pociągnęła białym woskiem. Niestety, żółtawy odcień lakierowanych części krzyczał: bierz pędzel i maluj! No to pomalowałam. Potem zawoskowałam bezbarwnym i zaczęłam składać. Dawno się tyle nie nawkręcałam drobnych elementów co tu. Masochista jakiś to wymyślił, który lubi spędzać wieczory ze śrubokrętem w dłoni. Po pół godzinie mogłam wreszcie westchnąć jak Shrek: Jakoś poszło ośle, jakoś poszło. Wtaskałam osłonę na górę, postawiłam w zaplanowanym miejscu i spłynęła na mnie błogość. Tak miało być! Tylko dlaczego ja tego nie zrobiłam już parę lat temu? Chyba muszę pilnie skorygować listę rzeczy zostawionych do zrobienia "potem" bo jeśli inne zmiany będą równie efektowne to na co ja jaszcze czekam?