Pamiętacie jeszcze bezuchego, stareńkiego konika, którego dostałam na gwiazdkę od męża? Wyczyściłam go, zaszpachlowałam ubytki (tu przydał się bardzo elastyczny kit do okien Allback) i grzecznie czekałam na obiecane nowe ucho. I mam :)
Michał wystrugał konikowi takie uszko, że trudno odróżnić kopię od oryginału!
Kiedy konik był gotowy przyszła pora na przywracanie mu barwy. Spodnią warstwę w oryginale stanowiła czerń. Pomyślałam więc, że dobrym pomysłem będzie wtarcie w konika wosku na bazie oleju lnianego i wosku pszczelego. Chodziło o to, aby nie tylko pomalować drewno, ale także dobrze je zabezpieczyć. Poczerniony pierwszą warstwą konik schnie i czeka na kolejną, tym razem szarą warstwę, nową grzywę i ogon.
Michał wystrugał konikowi takie uszko, że trudno odróżnić kopię od oryginału!
Kiedy konik był gotowy przyszła pora na przywracanie mu barwy. Spodnią warstwę w oryginale stanowiła czerń. Pomyślałam więc, że dobrym pomysłem będzie wtarcie w konika wosku na bazie oleju lnianego i wosku pszczelego. Chodziło o to, aby nie tylko pomalować drewno, ale także dobrze je zabezpieczyć. Poczerniony pierwszą warstwą konik schnie i czeka na kolejną, tym razem szarą warstwę, nową grzywę i ogon.