Wyjazdowy, pierwszy wakacyjny weekend za nami. Odwiedziliśmy moich rodziców, moich teściów i w drodze powrotnej udało się nam nawet wpaść na chwilę do babci. Sobotę spędziliśmy prawie jak ludzie pierwotni - na drzewie. A w zasadzie mój maż na dachu altanki, Ola na drzewie, ja na drabinie a reszta familii krążyła miedzy nami opróżniając kolejne wiaderka (w przerwie zaś obskubując poziomki). Połowa "urobku"...
Długi weekend jak pisałam przebiegał nam w wyjątkowo pracowitym klimacie. Ponieważ nigdzie się nie wybieraliśmy, a pogoda była sprzyjająca nadrabialiśmy zaległości ogródkowo-meblowe. I tak pod pędzel trafił mi wreszcie mały stoliczek - konsolka, który widzicie na zdjęciu: Czy ktokolwiek z Was jeszcze pamięta, że takie sosnowe mebelki sprzedawała dawno temu Ikea? To był jeden z naszych najlepszych zakupów, kiedy jeszcze mieszkaliśmy w bloku....
Pogoda sprzyjała pracom ogródkowym, więc do komputera mnie nie ciągnęło. Odchwaściłam skalniak, przesadziłam kilka roślin, pomalowałam stertę różnych rzeczy czekających na swoją kolej w naszym garażu. I mam nadal niedosyt ;) Ogród kipi kwiatami i zapachami. Róże zaglądają nam do okien (a ten zapach!) No i jak tu się nie cieszyć takimi widokami? O skalniaku po "remoncie" opowiem i pokażę go innym razem. ...