Przypadkiem znalazłam dzisiaj stare zdjęcia naszego domu. I wróciły wspomnienia... Przypomniałam sobie pierwszy dzień po przeprowadzce. Obudziłam się na kanapie w salonie, pośród sterty pudeł i pudełek, walizek i toreb. I nagle dopadły mnie wątpliwości. Czy my sobie na pewno poradzimy? Kupiliśmy dom, który naszym zdaniem miał ogromny potencjał, ale wymagał wielu przeróbek aby sprostać naszym oczekiwaniom. Spodobał się nam "od pierwszego rzutu oka" i dokładnie wiedzieliśmy jak chcemy...
Wróciliśmy znad morza w sobotni bardzo późny wieczór. Urlop z dziećmi przy pogodzie w kratkę = sterta prania, czyli kawał pracy do szybkiego wykonania. Niedziela powitała nas burzowo, a chmurny poranek w ogóle nie zachęcał do dalszego rozpakowywania toreb i walizek. Dzieciaki odsypiały podróż. Postanowiałam więc poprawić sobie nastrój mirabelkami :) Zerwaliśmy je na ostatnim spacerze przed wyjazdem. Żółciutkie, pachnące latem. Przympominały mi dzieciństwo...
Nareszcie słońce i zrobiło się prawdziwie wakacyjnie. Dzieciaki wyległy na dwór, więc i ja "zabrałam pracę na taras". To właśnie jest jeden z uroków samozatrudnienia :) I jakoś tak się porobiło, że pomimo sporej górki rzeczy do załatwienia, napisania i zrobienia, udało mi się zaliczyć kilka ulubionych małych letnich przyjemności. Na początek mleczny koktajl z truskawkami. To nic, że owoce z zamrażarki. Smak lata ciągle...
Czasem trudno mi się rozstać z przedmiotami, które lubiłam, ale zostały uszkodzone. Jeśli tylko mogę, wyszukuję dla nich inną funkcję :) I tak moja stara cukierniczka latem staje się mini-wazą na kwiaty z ogródka. Dawno temu cukierniczka straciła pokrywkę, a moje dzieci dodatkowo dołożyły jej "szczerby" na obwodzie. Wyszczerbione krawędzie zostały przeszlifowane, aby nikt się nie skaleczył i proszę... kwiatki mają gdzie mieszkać....