Jutro Dzień Wszystkich Świętych, który spędzimy z naszą rodziną. Będzie zaduma i wspomnienia o tych, których już z nami nie ma. Ale dzisiaj na prośbę młodszych córek mamy dyniowo-pomarańczowy, zdecydowanie optymistyczny wieczór. Dyniowe lampiony świecą przed domem już od kilku dni :)
Moja córka Ola uwielbia kolor pomarańczowy. Zarówno w ubiorze, jak i na przedmiotach codziennego użytku i dekoracjach wnętrz. Muszę przyznać, że przy obecnej, jesiennej aurze jest to całkiem niegłupi pomysł - dogrzewać się kolorem!
Kolor pomarańczowy jest opisywanym jako symbol spontaniczności, optymistycznego podejścia do życia i entuzjazmu. Podobno motywuje do działania i podnosi poczucie własnej wartości. Często stosują go obiekty gastronomiczne, bo ...pobudza apetyt :) U Oli zdecydowanie pobudza apetyt na życie!
Na fotkach widzicie typową "pięciominutową metamorfozę". Znalazłam drewniane pudełko po czekoladowym batonie i zmieniałam je w pomarańczowe pudełko na drobiazgi. Brzegi przetarłam w stylu shabby, dodałam też kilka przetrać na bokach i wieczku. Myślę, że się córcia ucieszy.
A Wam zrobiło się choć troszkę cieplej od patrzenia na pomarańczowe dekoracje?
Kolor pomarańczowy jest opisywanym jako symbol spontaniczności, optymistycznego podejścia do życia i entuzjazmu. Podobno motywuje do działania i podnosi poczucie własnej wartości. Często stosują go obiekty gastronomiczne, bo ...pobudza apetyt :) U Oli zdecydowanie pobudza apetyt na życie!
Na fotkach widzicie typową "pięciominutową metamorfozę". Znalazłam drewniane pudełko po czekoladowym batonie i zmieniałam je w pomarańczowe pudełko na drobiazgi. Brzegi przetarłam w stylu shabby, dodałam też kilka przetrać na bokach i wieczku. Myślę, że się córcia ucieszy.
A Wam zrobiło się choć troszkę cieplej od patrzenia na pomarańczowe dekoracje?
W zasadzie nic mu nie dolegało. Nic poza tym, że był ... nudny.
Przyjrzała się mu uważniej i doszłam do wniosku, że dobrze mu będzie w bardziej loftowym czy industrialnym klimacie. Rozprawienie się z lakierem okazało się dziecinie proste (swoją drogą czym oni te meble lakierują, skoro tak łatwo schodzi?). Nóżki pomalowałam czarną farbą i zawoskowałam czarnym woskiem. Siedzisko po przetarciu papierem ściernym i naniesieniu transferu za pomocą nitro zawoskowałam na brązowo. Jak się Wam podoba?
Przyjrzała się mu uważniej i doszłam do wniosku, że dobrze mu będzie w bardziej loftowym czy industrialnym klimacie. Rozprawienie się z lakierem okazało się dziecinie proste (swoją drogą czym oni te meble lakierują, skoro tak łatwo schodzi?). Nóżki pomalowałam czarną farbą i zawoskowałam czarnym woskiem. Siedzisko po przetarciu papierem ściernym i naniesieniu transferu za pomocą nitro zawoskowałam na brązowo. Jak się Wam podoba?
Mój łup z targu staroci w Opolu. Teraz w jasnoszarym kolorze, z przecierkami.
Pierwotnie wyglądał tak jak na zdjęciu poniżej. Powiedziałabym "klasyka kwietnika" :)
Drewno było w dobrej kondycji, lakier niestety nie. Poprzednia właścicielka nie miała koncepcji co można z nim zrobić, odsprzedała mi go bez większego żalu. Szlifowanie poszło gładko, wystarczyło lekko przeciągnąć papierem ściernym i cały lakier osypywał się.
Pod lakierem była bejca wodna, o czym łatwo było przekonać się przecierając przeszlifowaną powierzchnię wilgotną szmatką. Czerwony barwnik z bejcy od razu zabarwiał szmatkę. W takiej sytuacji przed właściwym malowaniem trzeba było najpierw pomalować mebel roztworem szelaku. Ja zastosowałam primer szelakowy Allback, który nie zawiera alkoholu, ale można do tego użyć także spirytusowego roztworu szelaku (takiego jak do politurowania) lub tzw. lakierów szelakowych. Zapobiega to wydostaniu się barwnika z mebla po pomalowaniu i powstawaniu różowych plam. W przypadku malowania farbami do stylizacji mebli często zdarza się plamy wychodzą dopiero na etapie woskowania, doprowadzając malującego do rozpaczy. Nie pamiętam na którym z blogów widziałam bieliźniarkę, która po pomalowaniu na biało całkowicie się zaróżowiła. Przykra niespodzianka! Wolałam tego uniknąć.
Do pomalowania kwietnika użyłam farb Byta-yta mieszając resztkę białej farby z odrobiną szarej. Ponieważ kwietnik miał dobrze zarysowaną strukturę drewna i mocno widoczne słoje, które chciałam podkreślić, zastosowałam tylko jedną warstwę farby. Przetarłam nóżkę delikatnie szmatką zanim jeszcze wyschła.
Do woskowania użyłam wosku "Patyna" Byta-yta. Działa i wygląda zupełnie inaczej niż wosk rustykalny Annie Sloan lub Autentico. Jest mocno transparentny, z osadzającym się w zagłębieniach mebla barwnikiem w "brudnym", szaro-czarnym kolorze. Po wosku rustykalnym pozostaje we wgłębieniach kolor, kojarzący mi się bardziej z sepią. Na zdjęciach w tym poście widać porównanie kolorów wosków postarzających na kwietniku i fotelu.
Kolejna różnica jest taka, że wosk rustykalny stosuje się po wcześniejszym woskowaniu przezroczystym woskiem, dzięki czemu ma się kontrolę nad stopniem osiągniętego przyciemnienia. Przy szwedzkiej "Patynie" nie ma potrzeby wcześniejszego woskowania jasnym lub przezroczystym woskiem. Kontrolę przyciemnienia osiąga się przez mocniejsze lub lżejsze dociśnięcie gąbki z woskiem do powierzchni. Proste i intuicyjne!
Fakt, że wosk "patyna" schnie dużo dłużej niż woski rustykalne z jednej strony jest minusem, bo trzeba z użytkowaniem mebla odczekać do następnego dnia, ale z drugiej strony ma tez plus - nie trzeba się spieszyć z rozcieraniem i można łatwo poprawić miejsca gdzie coś nie wyszło tak jak bym chciała. Efekt mi się podoba. Faktycznie wygląda jak przybrudzone przez wiele lat użytkowania. Bardzo się również cieszę, że mogę używać różnych wosków, pochodzących od różnych producentów i osiągać dzięki temu całą gamę ciekawych efektów.
P.S. Na prośbę kilku czytelników bloga zarówno w tym poście jak i w kilku poprzednich zamieszczam zdjęcia bez zmniejszania, tak aby można było po kliknięciu w nie zobaczyć lepiej opisane w poście problemy i osiągnięte efekty.
Pierwotnie wyglądał tak jak na zdjęciu poniżej. Powiedziałabym "klasyka kwietnika" :)
Drewno było w dobrej kondycji, lakier niestety nie. Poprzednia właścicielka nie miała koncepcji co można z nim zrobić, odsprzedała mi go bez większego żalu. Szlifowanie poszło gładko, wystarczyło lekko przeciągnąć papierem ściernym i cały lakier osypywał się.
Pod lakierem była bejca wodna, o czym łatwo było przekonać się przecierając przeszlifowaną powierzchnię wilgotną szmatką. Czerwony barwnik z bejcy od razu zabarwiał szmatkę. W takiej sytuacji przed właściwym malowaniem trzeba było najpierw pomalować mebel roztworem szelaku. Ja zastosowałam primer szelakowy Allback, który nie zawiera alkoholu, ale można do tego użyć także spirytusowego roztworu szelaku (takiego jak do politurowania) lub tzw. lakierów szelakowych. Zapobiega to wydostaniu się barwnika z mebla po pomalowaniu i powstawaniu różowych plam. W przypadku malowania farbami do stylizacji mebli często zdarza się plamy wychodzą dopiero na etapie woskowania, doprowadzając malującego do rozpaczy. Nie pamiętam na którym z blogów widziałam bieliźniarkę, która po pomalowaniu na biało całkowicie się zaróżowiła. Przykra niespodzianka! Wolałam tego uniknąć.
Do pomalowania kwietnika użyłam farb Byta-yta mieszając resztkę białej farby z odrobiną szarej. Ponieważ kwietnik miał dobrze zarysowaną strukturę drewna i mocno widoczne słoje, które chciałam podkreślić, zastosowałam tylko jedną warstwę farby. Przetarłam nóżkę delikatnie szmatką zanim jeszcze wyschła.
Do woskowania użyłam wosku "Patyna" Byta-yta. Działa i wygląda zupełnie inaczej niż wosk rustykalny Annie Sloan lub Autentico. Jest mocno transparentny, z osadzającym się w zagłębieniach mebla barwnikiem w "brudnym", szaro-czarnym kolorze. Po wosku rustykalnym pozostaje we wgłębieniach kolor, kojarzący mi się bardziej z sepią. Na zdjęciach w tym poście widać porównanie kolorów wosków postarzających na kwietniku i fotelu.
Kolejna różnica jest taka, że wosk rustykalny stosuje się po wcześniejszym woskowaniu przezroczystym woskiem, dzięki czemu ma się kontrolę nad stopniem osiągniętego przyciemnienia. Przy szwedzkiej "Patynie" nie ma potrzeby wcześniejszego woskowania jasnym lub przezroczystym woskiem. Kontrolę przyciemnienia osiąga się przez mocniejsze lub lżejsze dociśnięcie gąbki z woskiem do powierzchni. Proste i intuicyjne!
Fakt, że wosk "patyna" schnie dużo dłużej niż woski rustykalne z jednej strony jest minusem, bo trzeba z użytkowaniem mebla odczekać do następnego dnia, ale z drugiej strony ma tez plus - nie trzeba się spieszyć z rozcieraniem i można łatwo poprawić miejsca gdzie coś nie wyszło tak jak bym chciała. Efekt mi się podoba. Faktycznie wygląda jak przybrudzone przez wiele lat użytkowania. Bardzo się również cieszę, że mogę używać różnych wosków, pochodzących od różnych producentów i osiągać dzięki temu całą gamę ciekawych efektów.
P.S. Na prośbę kilku czytelników bloga zarówno w tym poście jak i w kilku poprzednich zamieszczam zdjęcia bez zmniejszania, tak aby można było po kliknięciu w nie zobaczyć lepiej opisane w poście problemy i osiągnięte efekty.
Aż trudno uwierzyć, że cieszyliśmy się nią niewiele ponad dwa lata. Zarówno stawiający ją stolarz jak i panowie układający na niej daszek z bitumicznego gontu i montujący rynny zapewniali nas, że "będziemy zadowoleni". No i byliśmy. Dopóki daszek nie zaczął przeciekać, a z drewna nie zaczął płatami schodzić impregnat.
Szczególnie żal nam było słupów, które zrobiliśmy z dębowych konarów. Wystawione na słońce szybko straciły ochronną warstwę. Odchodzącą warstwę ochronna widać choćby na tej belce:
W sierpniu, korzystając z dobrej pogody zabraliśmy się za remont. Najpierw zdarliśmy z dachu cały gont.
Potem zafundowaliśmy altance gruntowne mycie. W miejscach nasłonecznionych resztki impregnatu zeszły prawie całkowicie.
Drewniane słupy a także konstrukcja dachu została zaolejowana. Drewno odwdzięczyło się pięknym, naturalnym kolorem. Olejowanie słupów powtórzyłam po kilku dniach. To naturalne drewno z mnóstwem pęknięć i szpar, zależało mi więc na tym, aby olej wniknął jak najdalej w głąb.
Na belkach dachu w niektórych miejscach widać było plamy żywicy, jaka wyciekła z sęków i pęknięć. Niestety, na etapie budowy altanki nie miałam pojęcia o tym, że można temu zapobiec stosując primer szelkowy Allback, Teraz zawczasu takim efektom zapobiegam.
Na dach poszła papa. W przyszłości planujemy ponowne położenie tam gontu imitującego dachówki. Niestety, w tych miejscach gdzie pozostały na belkach resztki impregnatu drewno ma nieco gorszy wygląd niż na tych, które dały się domyć całkowicie (na nich olej wydobył całe piękno naturalnych barw). No cóż, człowiek uczy się na błędach.
Teraz wreszcie będziemy mogli zabrać się za zrobienie porządnych mebli do altanki, bo do tej pory skutecznie nas odstraszało zalewnie wodą przy każdej większej ulewie.
Szczególnie żal nam było słupów, które zrobiliśmy z dębowych konarów. Wystawione na słońce szybko straciły ochronną warstwę. Odchodzącą warstwę ochronna widać choćby na tej belce:
W sierpniu, korzystając z dobrej pogody zabraliśmy się za remont. Najpierw zdarliśmy z dachu cały gont.
Potem zafundowaliśmy altance gruntowne mycie. W miejscach nasłonecznionych resztki impregnatu zeszły prawie całkowicie.
Drewniane słupy a także konstrukcja dachu została zaolejowana. Drewno odwdzięczyło się pięknym, naturalnym kolorem. Olejowanie słupów powtórzyłam po kilku dniach. To naturalne drewno z mnóstwem pęknięć i szpar, zależało mi więc na tym, aby olej wniknął jak najdalej w głąb.
Na belkach dachu w niektórych miejscach widać było plamy żywicy, jaka wyciekła z sęków i pęknięć. Niestety, na etapie budowy altanki nie miałam pojęcia o tym, że można temu zapobiec stosując primer szelkowy Allback, Teraz zawczasu takim efektom zapobiegam.
Na dach poszła papa. W przyszłości planujemy ponowne położenie tam gontu imitującego dachówki. Niestety, w tych miejscach gdzie pozostały na belkach resztki impregnatu drewno ma nieco gorszy wygląd niż na tych, które dały się domyć całkowicie (na nich olej wydobył całe piękno naturalnych barw). No cóż, człowiek uczy się na błędach.
Teraz wreszcie będziemy mogli zabrać się za zrobienie porządnych mebli do altanki, bo do tej pory skutecznie nas odstraszało zalewnie wodą przy każdej większej ulewie.
MDF - drewnopochodny wytwór lat osiemdziesiątych, dzięki któremu mogą masowo powstawać meble, boazerie itp. Dla przemysłu meblowego rewelacyjny produkt - nie zawiera żadnych niedoskonałości takich jak sęki, złe ułożenie włókien czy pęknięcia, nie wycieknie z niego żywica, można go malować, lakierować i oklejać, łatwo sie go formuje w wymyślne kształty. Można z niego wykonać choćby takie dekoracje jak ta mini-komódka.
Dlaczego go nie lubię? Bo moje meble nie służą wyłącznie do stania na wystawie, a po pewnym czasie intensywnego użytkowania przez sześcioosobową rodzinę wyglądają tak:
Meble łazienkowe po kilku latach w miejsach narażonych na kontakt z wilgocią mają spękania na lakierze i napuchniętą płytę. Koszmar!
Naturalne drewno można łatwo odnawiać, uzupełnić ew. ubytki, przemalować na dowolny kolor, zaimpregnować itp. Meble z mdf-u znacznie trudniej poddać renowacji.
Dlaczego o tym piszę? W ubiegłym tygodniu dwukrotnie miałam sytuację, w której byłam proszona o poradę typu "taki wygląd mebla bym chciał/chciała mieć, a taki mam". Na pierwszym zdjęciu był mebel z litego drewna, mocno przecierany białym lub szarym, z wyraźnymi słojami i sękami. Na drugim mebel z mdf oklejony udającą drewno folią. No cóż... tu pomógłby chyba tylko cud. Jak mawia ludowe porzekało "wrona orła nie urodzi".
Meble i dekoracje z mdf można jednak pomalować farbą kryjącą i postarać się sprawić wrażenie, że pod spodem jest drewno. Pokażę jeden ze sposobów stylizacji na tej małej komódce z pierwszego zdjęcia. Z daleka nie wyglądała najgorzej, ale po przyjrzeniu się bliżej wyraźnie widać było źle sklejone elementy szufladki, krzywo przyklejoną gałkę i przetarcia w stylu shabby chic ukazujące ... goły mdf. Jeśli to pudełko miało imitować robotę dawnego rzemieślnika, to chyba wyjątkowego partacza ;)
Rozklejać komódki nie chciałam, bo mogłoby się okazać, że nie mam czego ponowanie składać. Wyrównałam więc papierem ściernym na tyle, na ile się dało ranty dekoracji na szufladce. Całość pomalowałam brązową farbą w sprayu. Kiedyś udało mi się kupić w sklepie florystycznym farbę "efekt rdzy" o matowej, szorstkiej powierzchni. Cienka i nierówna warstwa tej właśnie "rdzy" doskonale posłużyła za podkład pod szarą farbę. Ja użyłam farby Byta-yta, ale doskonale sprwadzi się w tej sytuacji także dowolna farba kredowa do stylizacji mebli. Kiedy farba wyschła, ale była jeszcze plastyczna przetarłam ją gąbką z woskiem. Wosk kłądziony na świeżą farbę powoduje, że zaczyna się ona delikatnie ślizgać po powierzchni i daje się ścierać. Docisnęłam gąbkę nieco mocniej w miejscach gdzie chciałam zetrzeć nadmiar farby, aby spod spodu zaczęło prześwitywać "drewno" wykreowane wcześniej brązową farbą.
W przypdku gdybyście malowali innymi farbami do stylizacji mebli niż farba Byta-yta nie czekajcie aż wyschnie, zróbcie przecierkę na mokro (gąbką lub szmatką) kiedy farba jest jeszcze wilgotna, a po całkowitym wyschnięciu zawoskujcie. Stosowane zazwyczaj przy malowaniu farbami kredowymi szlifowanie papierem ściernym po polamowaniu i zawoskowaniu jest w tej sytuacji bardzo ryzykowne, bo możecie zetrzeć farbę aż do mdf-u, a tego chcemy właśnie uniknąć. Tak pomalowana komódka z mdf moim zdaniem zdecydowanie bardziej przypomina sterany życiem mebelek drewniany.
Dlaczego go nie lubię? Bo moje meble nie służą wyłącznie do stania na wystawie, a po pewnym czasie intensywnego użytkowania przez sześcioosobową rodzinę wyglądają tak:
Meble łazienkowe po kilku latach w miejsach narażonych na kontakt z wilgocią mają spękania na lakierze i napuchniętą płytę. Koszmar!
Naturalne drewno można łatwo odnawiać, uzupełnić ew. ubytki, przemalować na dowolny kolor, zaimpregnować itp. Meble z mdf-u znacznie trudniej poddać renowacji.
Dlaczego o tym piszę? W ubiegłym tygodniu dwukrotnie miałam sytuację, w której byłam proszona o poradę typu "taki wygląd mebla bym chciał/chciała mieć, a taki mam". Na pierwszym zdjęciu był mebel z litego drewna, mocno przecierany białym lub szarym, z wyraźnymi słojami i sękami. Na drugim mebel z mdf oklejony udającą drewno folią. No cóż... tu pomógłby chyba tylko cud. Jak mawia ludowe porzekało "wrona orła nie urodzi".
Meble i dekoracje z mdf można jednak pomalować farbą kryjącą i postarać się sprawić wrażenie, że pod spodem jest drewno. Pokażę jeden ze sposobów stylizacji na tej małej komódce z pierwszego zdjęcia. Z daleka nie wyglądała najgorzej, ale po przyjrzeniu się bliżej wyraźnie widać było źle sklejone elementy szufladki, krzywo przyklejoną gałkę i przetarcia w stylu shabby chic ukazujące ... goły mdf. Jeśli to pudełko miało imitować robotę dawnego rzemieślnika, to chyba wyjątkowego partacza ;)
Rozklejać komódki nie chciałam, bo mogłoby się okazać, że nie mam czego ponowanie składać. Wyrównałam więc papierem ściernym na tyle, na ile się dało ranty dekoracji na szufladce. Całość pomalowałam brązową farbą w sprayu. Kiedyś udało mi się kupić w sklepie florystycznym farbę "efekt rdzy" o matowej, szorstkiej powierzchni. Cienka i nierówna warstwa tej właśnie "rdzy" doskonale posłużyła za podkład pod szarą farbę. Ja użyłam farby Byta-yta, ale doskonale sprwadzi się w tej sytuacji także dowolna farba kredowa do stylizacji mebli. Kiedy farba wyschła, ale była jeszcze plastyczna przetarłam ją gąbką z woskiem. Wosk kłądziony na świeżą farbę powoduje, że zaczyna się ona delikatnie ślizgać po powierzchni i daje się ścierać. Docisnęłam gąbkę nieco mocniej w miejscach gdzie chciałam zetrzeć nadmiar farby, aby spod spodu zaczęło prześwitywać "drewno" wykreowane wcześniej brązową farbą.
W przypdku gdybyście malowali innymi farbami do stylizacji mebli niż farba Byta-yta nie czekajcie aż wyschnie, zróbcie przecierkę na mokro (gąbką lub szmatką) kiedy farba jest jeszcze wilgotna, a po całkowitym wyschnięciu zawoskujcie. Stosowane zazwyczaj przy malowaniu farbami kredowymi szlifowanie papierem ściernym po polamowaniu i zawoskowaniu jest w tej sytuacji bardzo ryzykowne, bo możecie zetrzeć farbę aż do mdf-u, a tego chcemy właśnie uniknąć. Tak pomalowana komódka z mdf moim zdaniem zdecydowanie bardziej przypomina sterany życiem mebelek drewniany.
Drewniane meble i przedmioty są nie tylko niezwykle dekoracyjne, ale także są zazwyczaj bardziej wytrzymałe niż sprzęty z płyty meblowej czy mdf. Lubię je także dlatego, że łatwo poddaje się je stylizacji. Z całkiem zwykłego mebelka bez trudu można wyczarować coś, co klimatem będzie nawiązywać do dawnych sprzętów, takich jak te:
Jednak, aby stylizację można było uznać za udaną powinna jak najbardziej przypominać rzeczywiste starzenie się przedmiotu. Często widząc stare przedmioty sięgam po aparat i robię fotki. Dzięki nim łatwiej jest mi wyobrazić sobie jak zmienić nowy mebel w nostalgiczną dekorację. Zobaczcie kilka przykładów naturalnego starzenia się przedmiotów.
Zauważyliście w jaki sposób wyciera się farba? Z czasem zaczynają być widoczne słoje. Dzieje się tak dlatego, że farba wnika zdecydowanie lepiej w miękkie części drewna niż w twarde. Na twardych trzyma się powierzchniowo i z czasem wyciera się. Przy dłuższym, intensywnym użytkowaniu (np. jak na ławce) farba znika w całości z najbardziej narażonego na wycieranie miejsca.
Jak otrzymać taki efekt na nowym meblu? Zobaczcie na przykładzie niektórych z moich stylizacji:
Tu na farbę Byta-yta, która była jeszcze nie do końca wyschnięta nałożyłam gąbką wosk meblowy. Wosk rozmiękczył farbę i w miejscach, które mocniej potarłam farba zaczęła się ślizgać po powierzchni blatu i zmywać. Efekt jest subtelny, a przez to naturalny. Gdybym tarła papierem ściernym już po zaschnięciu wosku ślady byłyby ostrzejsze i nie wyglądałyby już tak ładnie. Najbardziej naturalnie narażonym na wycieranie fragmentem blatu są jego ranty, dlatego przede wszystkim farbę zdjęłam właśnie na brzegach.
Tu widoczny jest efekt na boku szuflady. Powierzchnia była malowana dwiema cienkimi warstwami farby kredowej i na mokro delikatnie przecierana. Po wyschnięciu nałożyłam wosk tzw. rustykalny czy jak kto woli patynujący. Przyciemnił nieco farbę z wierzchniej warstwy, uwypuklił wgłębienia i specjalnie zostawione dziurki po kornikach.
Ten efekt starego, wytartego drewna na blacie ogrodowego stolika otrzymany jest bejcą i farbą akrylową. Drewniane deski stolika zostały wyszlifowane, zabejcowane i pomalowane na biało. Po wyschnięciu stolik ponownie został wyszlifowany, tak by zetrzeć część farby. Teraz przez farbę prześwituje przyciemnione bejcą drewno.
meble kuchenne skansen w Olsztynku |
Jednak, aby stylizację można było uznać za udaną powinna jak najbardziej przypominać rzeczywiste starzenie się przedmiotu. Często widząc stare przedmioty sięgam po aparat i robię fotki. Dzięki nim łatwiej jest mi wyobrazić sobie jak zmienić nowy mebel w nostalgiczną dekorację. Zobaczcie kilka przykładów naturalnego starzenia się przedmiotów.
Półka - skansen w Olsztynku |
okiennice - skansen w Olsztynku |
ławka - siedlisko Pawły |
Zauważyliście w jaki sposób wyciera się farba? Z czasem zaczynają być widoczne słoje. Dzieje się tak dlatego, że farba wnika zdecydowanie lepiej w miękkie części drewna niż w twarde. Na twardych trzyma się powierzchniowo i z czasem wyciera się. Przy dłuższym, intensywnym użytkowaniu (np. jak na ławce) farba znika w całości z najbardziej narażonego na wycieranie miejsca.
Jak otrzymać taki efekt na nowym meblu? Zobaczcie na przykładzie niektórych z moich stylizacji:
Tu na farbę Byta-yta, która była jeszcze nie do końca wyschnięta nałożyłam gąbką wosk meblowy. Wosk rozmiękczył farbę i w miejscach, które mocniej potarłam farba zaczęła się ślizgać po powierzchni blatu i zmywać. Efekt jest subtelny, a przez to naturalny. Gdybym tarła papierem ściernym już po zaschnięciu wosku ślady byłyby ostrzejsze i nie wyglądałyby już tak ładnie. Najbardziej naturalnie narażonym na wycieranie fragmentem blatu są jego ranty, dlatego przede wszystkim farbę zdjęłam właśnie na brzegach.
Tu widoczny jest efekt na boku szuflady. Powierzchnia była malowana dwiema cienkimi warstwami farby kredowej i na mokro delikatnie przecierana. Po wyschnięciu nałożyłam wosk tzw. rustykalny czy jak kto woli patynujący. Przyciemnił nieco farbę z wierzchniej warstwy, uwypuklił wgłębienia i specjalnie zostawione dziurki po kornikach.
Ten efekt starego, wytartego drewna na blacie ogrodowego stolika otrzymany jest bejcą i farbą akrylową. Drewniane deski stolika zostały wyszlifowane, zabejcowane i pomalowane na biało. Po wyschnięciu stolik ponownie został wyszlifowany, tak by zetrzeć część farby. Teraz przez farbę prześwituje przyciemnione bejcą drewno.
Pamiętacie jeszcze posta o jesiennym lampionie z wykorzystaniem liści? Pisałam w nim, że liście można wałkować, aby stały się bardziej płaskie. Dziś pokażę jak można to wałkowanie wykorzystać do innego celu - zrobimy wspólnie jesienne przywieszki. Pierwsza wersja wygląda tak:
Przygotuj ładnie wybarwione liście klonu (im bardziej świeże tym lepiej), wałek do ciasta, kartki z bloku technicznego, wilgotne torebki po parzeniu herbaty i ręcznik papierowy.
Wytnij z bloku karteczki odpowiedniej wielkości i potrzyj je woreczkiem herbaty dla nadania słomkowo-brązowej barwy. Wysusz papier.
Połóż na kartce liść (unerwioną częścią w dół) i ręcznik papierowy. Wałkuj mocno w rożnych kierunkach, starając się jak najlepiej dociskać liść do kartki.
Delikatnie zdejmij ręcznik i odklej liść od kartki. Gotowe!
Wywałkowane liście możesz nakleić na papier, a następnie wyciąć z niego kolejne tagi. I to właśnie jest druga wersja jesiennych przywieszek :)
Przygotuj ładnie wybarwione liście klonu (im bardziej świeże tym lepiej), wałek do ciasta, kartki z bloku technicznego, wilgotne torebki po parzeniu herbaty i ręcznik papierowy.
Wytnij z bloku karteczki odpowiedniej wielkości i potrzyj je woreczkiem herbaty dla nadania słomkowo-brązowej barwy. Wysusz papier.
Połóż na kartce liść (unerwioną częścią w dół) i ręcznik papierowy. Wałkuj mocno w rożnych kierunkach, starając się jak najlepiej dociskać liść do kartki.
Delikatnie zdejmij ręcznik i odklej liść od kartki. Gotowe!
Wywałkowane liście możesz nakleić na papier, a następnie wyciąć z niego kolejne tagi. I to właśnie jest druga wersja jesiennych przywieszek :)