Oj, wywiało mnie z blogowego świata na kilkanaście dni... Strach pomyśleć ile mam zaległości w podczytywaniu Waszych postów i odpowiadaniu na maile. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie nadrobię to w dwójnasób. Wciągnęły mnie przetwory, odrabianie lekcji z maluchami, przygotowania do spotkania twórczych babek i ... wichrowe wzgórza. Nie te z powieści, tylko nasze, swojskie, warmińskie. A szczególnie jedno o którym więcej tutaj
Czasem trudno nazwać coś jednym słowem. Ja męczę się od kilku godzin nad sensowną nazwą dla wyjątkowego jamnika. Bo jak krótko a treściwie nazwać coś co kładzie się pod drzwi żeby nie wiało ze szpary pod drzwiami?
A na dodatek to można położyć nie tylko pod drzwi,a le i pod okno albo wyjście na balkon. Może Wy mi pomożecie? Wpiszcie w komentarz proponowaną nazwę a także wklejcie na swojego bloga bannerek ze zdjęciem psiny i linkiem do tego posta. Osoby bez bloga również mile widziane (proszę o podanie maila).
Autor/autorka najzabawniejszej lub najbardziej trafnej nazwy otrzyma ode mnie w prezencie króliczka-stoper do drzwi. Na propozycje czekam do 10 października.
A na dodatek to można położyć nie tylko pod drzwi,a le i pod okno albo wyjście na balkon. Może Wy mi pomożecie? Wpiszcie w komentarz proponowaną nazwę a także wklejcie na swojego bloga bannerek ze zdjęciem psiny i linkiem do tego posta. Osoby bez bloga również mile widziane (proszę o podanie maila).
Autor/autorka najzabawniejszej lub najbardziej trafnej nazwy otrzyma ode mnie w prezencie króliczka-stoper do drzwi. Na propozycje czekam do 10 października.
Pogoda dzisiaj marna, więc mnie jakoś wzięło na jesienne porządki w kuchni. Ekspres do kawy pojechał do naprawy, więc chwilowo jego miejsce zajęły słoneczniki. Połowę ziarenek zdążyły już ogodowe ptaszki wyskubać, ale co tam... niech im idzie na zdrowie :)
Weekend spędziliśmy w pierwszej stolicy Polski. Ja bardziej pracowicie, bo na Targach Dom i Ogród, a moja rodzinka na odkrywaniu korzeni naszego państwa. W sobotni wieczór wybraliśmy się razem na spacer po starym mieście i wróciłam naprawdę oczarowana. Zachodzące słońce tak pięknie podświetlało detale architektoniczne mijanych domów, że nie mogłam się powstrzymać przed wyjęciem aparatu i zrobieniem kilku fotek.
Szczególnie zachwycały mnie zawsze obramowania okien, pilastry i gzymsy. Mają nieodparty urok, nawet "nadgryzione zębem czasu".
Czyż nie jest miło zawiesić wzrok na takich detalach? Zwłaszcza, gdy się sporą część życia spędziło na osiedlu jednakowych, nijakich bloków. Jak to dobrze, że istnieją w tej chwili firmy, które zajmują się produkcją detali wzorowanych na historycznych. Jest szansa, że moda na dekorowanie domów wróci :)
Ciekawie spoglądałam na wewnętrzne podwórka, bo tam często mieszkańcy prowadzą małe ogródki.
A czasami zieleń sama sie rozsiewa ;)
Ciekawostkę znalazłam też pod nogami - schody nadal prowadzą do sklepiku, choć już nie do dawnej kwiaciarni.
"Zielone" w oknach kamieniczek pięknie stroiło parapety.
Katedra gnieźnieńska w jesiennym słońcu wyglądała cudownie.
A liczne ukwiecone ogródki kawiarniane zapraszały, aby w nich wypocząć.
Wnętrza kawiarenek i restauracji też były bardzo klimatyczne, ale już było za ciemno na zrobienie zdjęć... Chodziliśmy więc po uliczkach wokół rynku zachwyceni ich atmosferą.
Obejrzeliśmy wystawę 3D na Rynku
Dzieci tak długo udawały pszczółki...
.. aż wypatrzyły niezwykle ciekawego podjadacza kwiatowego nektaru:
Od razu zaczęły się okrzyki: Koliber! Koliber! Ale to nie jest koliber ;) To zupełnie inny ciekawy zwierzak - fruczak gołabek. Dla zainteresowanych link do opisu zwyczajów tego owada http://www.logbia.republika.pl/fruczak.html
Szczególnie zachwycały mnie zawsze obramowania okien, pilastry i gzymsy. Mają nieodparty urok, nawet "nadgryzione zębem czasu".
Czyż nie jest miło zawiesić wzrok na takich detalach? Zwłaszcza, gdy się sporą część życia spędziło na osiedlu jednakowych, nijakich bloków. Jak to dobrze, że istnieją w tej chwili firmy, które zajmują się produkcją detali wzorowanych na historycznych. Jest szansa, że moda na dekorowanie domów wróci :)
Ciekawie spoglądałam na wewnętrzne podwórka, bo tam często mieszkańcy prowadzą małe ogródki.
A czasami zieleń sama sie rozsiewa ;)
Ciekawostkę znalazłam też pod nogami - schody nadal prowadzą do sklepiku, choć już nie do dawnej kwiaciarni.
"Zielone" w oknach kamieniczek pięknie stroiło parapety.
Katedra gnieźnieńska w jesiennym słońcu wyglądała cudownie.
A liczne ukwiecone ogródki kawiarniane zapraszały, aby w nich wypocząć.
Wnętrza kawiarenek i restauracji też były bardzo klimatyczne, ale już było za ciemno na zrobienie zdjęć... Chodziliśmy więc po uliczkach wokół rynku zachwyceni ich atmosferą.
Obejrzeliśmy wystawę 3D na Rynku
Dzieci tak długo udawały pszczółki...
.. aż wypatrzyły niezwykle ciekawego podjadacza kwiatowego nektaru:
Od razu zaczęły się okrzyki: Koliber! Koliber! Ale to nie jest koliber ;) To zupełnie inny ciekawy zwierzak - fruczak gołabek. Dla zainteresowanych link do opisu zwyczajów tego owada http://www.logbia.republika.pl/fruczak.html
Wrzesień kojarzy mi się zawsze z polską złotą jesienią i jabłkami. U mnie w ogrodzie rośnie jabłonka - spadek po poprzednich właścicielach. W tym roku obficie darzy nas owocami. Antonówki do przechowywania się nie nadają, do jedzenia tylko te dojrzałe, ze złotym rumieńcem... Za to na przetwory są idealne. Jeśli pamiętacie wierszyk Brzechwy "Entliczek Pętliczek" w którym robaczek w karcie dań widział wszystko z jabłkami, to wiecie co przeżywa moja rodzina ;)
Racuszki z jabłkami, jabłka w cieście, tarta z jabłkami itd. No bo jak inaczej spożytkować codziennie taką ilość jabłek?
Na pierwszy ogień poszły dżemy. Jabłkowe ale nie tylko. Ponieważ w pomidory weszła mi jakaś zaraza, pokusiłam się o dżemik jabłkowo pomidorowy z nutką cytryny, żeby jakoś zagospodarować uratowaną resztkę pomidorów. Bosssski. Jesli ktoś chciałby spróbować, to moja wersja tego przepisu wygląda tak:
1 kg jabłek
1 kg pomidorów (nie muszą być wszystkie dojrzałe, można dodać też zielone)
2 cytryny
szklanka cukru
szczypta chili lub imbiru (jak kto lubi, można nie dodawać nic)
Jabłka i pomidorki pokroić, wrzucić do rondelka, dodać cukier i mieszając gotować aż zgęstnieje. W międzyczasie zetrzeć na drobnych oczkach tarki skórkę z wymytej cytryny (tylko te żółta warstwę), z jednej cytryny wycisnąć sok. Dodać skórki i sok do dżemu, chwile podgotować. Jeśli ma być z pikantną nutką doprawaić wedle uznania. Mnie smakuje i na ciepło i na zimno, można go użyć też do mięsa zamiast żurawiny.
Dla moich dzieciaków hitem są chipsy jabłkowe. Przyjemnie się je chrupie a z pewnością zdrowsze niż ziemniaczane :)
Kompocik jabłkowy też mamy praktycznie codziennie. Antonówki szybko się rozpadają, więc kompot jest gęsty jak nektar.
Przy okazji polecam kilka gadżetów przydatnych przy obróbce jabłek. To moje ulubione:
Przyrząd do dzielenia jabłek na cząstki. Wykrawa środek i dzieli jabłko na kawałki. Nawet dziecko da radę obsłużyć!
Wykrawacz gniazd nasiennych. W kilka chwil wydrąży środek (przydaje się zwłaszcza jak robię chipsy).
A to moja najulubieńsza szklana tarka. Używała jej moja babcia, żeby swojej małej wnusi zrobić pyszny mus jabłkowy. Potem ja robiłam musy dla dzieci. A teraz, czasami jak mam chandrę ścieram sobie jabłuszko, słodzę, zjadam i świat staje się lepszy :)
A Was częstuje na koniec ciastem. Z antonówkami oczywiście....
Racuszki z jabłkami, jabłka w cieście, tarta z jabłkami itd. No bo jak inaczej spożytkować codziennie taką ilość jabłek?
Na pierwszy ogień poszły dżemy. Jabłkowe ale nie tylko. Ponieważ w pomidory weszła mi jakaś zaraza, pokusiłam się o dżemik jabłkowo pomidorowy z nutką cytryny, żeby jakoś zagospodarować uratowaną resztkę pomidorów. Bosssski. Jesli ktoś chciałby spróbować, to moja wersja tego przepisu wygląda tak:
1 kg jabłek
1 kg pomidorów (nie muszą być wszystkie dojrzałe, można dodać też zielone)
2 cytryny
szklanka cukru
szczypta chili lub imbiru (jak kto lubi, można nie dodawać nic)
Jabłka i pomidorki pokroić, wrzucić do rondelka, dodać cukier i mieszając gotować aż zgęstnieje. W międzyczasie zetrzeć na drobnych oczkach tarki skórkę z wymytej cytryny (tylko te żółta warstwę), z jednej cytryny wycisnąć sok. Dodać skórki i sok do dżemu, chwile podgotować. Jeśli ma być z pikantną nutką doprawaić wedle uznania. Mnie smakuje i na ciepło i na zimno, można go użyć też do mięsa zamiast żurawiny.
Dla moich dzieciaków hitem są chipsy jabłkowe. Przyjemnie się je chrupie a z pewnością zdrowsze niż ziemniaczane :)
Kompocik jabłkowy też mamy praktycznie codziennie. Antonówki szybko się rozpadają, więc kompot jest gęsty jak nektar.
Przy okazji polecam kilka gadżetów przydatnych przy obróbce jabłek. To moje ulubione:
Przyrząd do dzielenia jabłek na cząstki. Wykrawa środek i dzieli jabłko na kawałki. Nawet dziecko da radę obsłużyć!
Wykrawacz gniazd nasiennych. W kilka chwil wydrąży środek (przydaje się zwłaszcza jak robię chipsy).
A to moja najulubieńsza szklana tarka. Używała jej moja babcia, żeby swojej małej wnusi zrobić pyszny mus jabłkowy. Potem ja robiłam musy dla dzieci. A teraz, czasami jak mam chandrę ścieram sobie jabłuszko, słodzę, zjadam i świat staje się lepszy :)
A Was częstuje na koniec ciastem. Z antonówkami oczywiście....